Pacyfikacja Dąbia (15.01.1945 r.)

1) Artykuły i wspomnienia



WSPOMNIENIA ŚWIADKA WYDARZEŃ
NA DĄBIU 15 STYCZNIA 1945 R.

Zygmunt Hajduga
(źródło fot.: zbiory prywatne)
      Uczestniczę, co roku w organizowanych przez II Dzielnicę Miasta Krakowa obchodach rozstrzelania przez Niemców hitlerowskich 79. ofiar. Zawsze, kiedy zbliża się ten czas przypominam sobie te wydarzenia. Jest to dla mnie bardzo bolesne, gdyż straciłem w tym mordzie moją 19 - letnią siostrę Genowefę Hajdugę, a jedynym który przeżył był mój brat Jan Hajduga. Sam miałem wówczas skończone 14 lat i wiele pamiętam z tamtych chwil. Często zastanawiam się, jakie bezpośrednie przyczyny spowodowały tę tragedię. Tragedię, która rozegrała się na oczach wielu mieszkańców Dąbia na trzy dni przed upragnionym wyzwoleniem. Większość z tych ludzi zdawała sobie sprawę, iż koniec wojny jest blisko, jednak Niemcy nadal tu rządzili, i nadal panował strach o życie. Jak w całej Polsce, również i tu głównym winowajcą popełnienia wszystkich zbrodni był okupant jego zbrodniczy totalitaryzm.
      Cała sytuacja, w ówczesnej dzielnicy była złożona. Działała bowiem tu organizacja AK, której komendantem był Tadeusz Żuwała, Edward Koprowski, jak również bracia Leniewicz - AL. Wielu było pseudo-partyzantów, a i działalność Klubu Sportowego "Dąbski" również była solą w oku okupanta. Wiele odbywało się spontanicznych akcji, choćby strzelanie do patroli niemieckich, lub ich gonienie przez pojedyncze osoby. Pamiętam także incydent sprzed sklepu Koprowskich, gdzie Zdzisław Trynka w szamotaninie strzelał do Feliksa Koprowskiego w biały dzień. To były niewygodne zajścia dla Niemców, którzy chcieli mieć na tym terenie spokój. A trzeba przypomnieć, że na Dąbiu stacjonowały trzy jednostki niemieckie: na ul. Kosynierów, Grzegórzeckiej i jednostka pancerna i sanitarna. Niemcy spacerowali po ulicach, czując się jak u siebie w domu i obserwując wszystkie działania mieszkańców. Na koniec pamiętam jeszcze egzekucję Sroków, która niewątpliwie przyczyniła się do decyzji Niemców o całkowitym rozprawieniem się z Dąbianami. Oczywiście, podobnie jak w całej okupowanej Polsce i tu znalazły się jednostki, wobec których istnieje podejrzenie współpracy z Niemcami. To Tejchman, którego z rozkazu organizacji podziemnej powieszono, Józef K. Po wojnie próbowano udowodnić im winę, ale ówczesna władza nie była zainteresowana poszukiwaniem wszystkich przyczyn, które doprowadziły do zbrodni na mieszkańcach Dąbia.Widocznie Niemcy zaplanowali sobie pełną 80-tkę do rozstrzelania, dlatego postanowili dobrać z Montelupich brakujące osoby. Wśród osób dobranych była jedna kobieta prawdopodobnie z Warszawy. Pamiętam, jak wychodziła z autobusu w drugiej "dziesiątce", była ubrana w szarą kurtkę, buty oficerki, zgodnie z ówcześnie panującą modą. Drugą dziesiątkę zapamiętałem dobrze, bo szedł w niej mój brat Jan.
          W Krakowie działała firma budowlana "Hamerski i Lachman", w której ludzie zatrudniali się głównie na możliwość przez to uzyskania "dobrych" papierów powiązanych z koleją. 8 stycznia powiadomiono pracowników, że muszą wymienić zaświadczenia pracy w urzędzie pracy "" na ul. Lubelskiej. W umówiony dzień, nie poszli wszyscy, jak później mówił mój brat ale tylko 12. tam już czekało na nich Gestapo. Tych 12 zatrzymano, a po resztę pracowników pojechano. Przywieziono pracowników wraz z szefami tej firmy. Po pewnym czasie szefów zwolniono a resztę zatrzymanych przewieziono na Montelupich, a później na ul. Pomorską do siedziby Gestapo, gdzie ich przesłuchiwano.
         W dniu 15 stycznia 1945 roku, około godziny 4 rano obstawiono Dąbie jednostkami SS i SDAP. Wiem to stąd, że do naszego mieszkania weszło ich około 10 w takich właśnie mundurach, doskonale mówiących po polsku. Patrząc na listę od razu zapytali o ojca Stanisława Hajdugę, matka Marianna Hajduga powiedziała, że poszedł do pracy. Zdziwili się. Ojciec oprócz pracy w firmie "Hamerski i Lachman" pracował na ul. Mogilskiej w zakładach "Sypniewski", gdzie również w konspiracji składali pistolety Steny na poczet ruchu oporu. Wtedy zabrali matkę, siostrę i średniego brata Władysława Hajdugę. Mnie zostawili, przed wyjściem dwa razy wracali się po mnie. W końcu mnie zostawili. Pamiętam to jakby to było dzisiaj, wśród esesmanów byli też tacy, którzy mieli na sobie żółte mundury; jeden z nich był wysoki i utykał na jedną nogę, prawdopodobnie nazywał się Michalik. Już później mówiono, że mieszkał w Beszczu lub w Łęgu.
          Bratu udało się iść na most na Biełusze, a matkę jakiś Niemiec na siłę wepchnął do domu Stachników. Na pytanie gdzie się pani pcha odpowiedziała "tam jest moja córka". Jednak nie pozwolił jej wyjść. A siostra Giena trzymała się koleżanek i poszła w stronę Baru Rybnego. Z tego baru przeprowadzono ich do mieszkania Cińciarka, w zabudowaniach Koprowskich. Tu sprawdzano kto był na liście i odstawiano do mieszkania Tadeusza Wątorskiego lub z powrotem do Baru Rybnego. Jeśli osoba nie była na liście to ją wypuszczano. Przez cały czas wszyscy myśleli, że jest to związane z wywózką do budowania okopów.
         Pamiętam, jak z Czesławem Kołodziejczykiem i Mieczysławem Solarzem podawaliśmy kanapki i picie przez otwarty lufcik w oknie mieszkania Wątorskich. Kilka razy Niemiec wyciągał w naszym kierunku pistolet. Zobaczyłem też przez otwarte drzwi do sieni oficera w czarnym mundurze siedzącego przy stole. Był to oficer KRIPO, który sprawdzał tożsamość przyprowadzonych osób z baru.
           Około godz. 12 przyjechało czterech gestapowców, którzy wraz w wymienionym oficerem KRIPO po pewnym czasie poszli w stronę wału wiślanego. Jak, później się okazało wybierali miejsce egzekucji. Około godz. 14 między dom Stachników a dom Koprowskich zajechał autobus. Byłem wtedy w ogrodzie Stachników wraz z kolegami i widziałem wszystko z odległości może 50 metrów. Widziałem dziesiątkę ludzi, nie wiedziałem czy to byli sami Dąbianie i że prowadzą ich na roztrzelanie. Ale kiedy wyprowadzali drugą dziesiątkę osób to już zdawaliśmy sobie sprawę z tragedii. Wcześniej bowiem było słychać seryjne strzały. W tej grupie był mój brat oraz opisywana wcześniej kobieta. Wtedy próbowałem pobiec na wał, niestety nie udało mi się gdyż pogonił mnie pies gestapowca. Dwóch innych gestapowców chodziło wzdłuż ul. Miedzianej, jeden z psem wis a wis ul. Rzeczysko, a drugi wis a wis ul. Kruczej. Podjąłem drugą próbę dostania się pod wał, trochę dłuższą drogą, bo na wprost domu Domagały, między domami Rajtra, Wyszogrockich. Mogłem zobaczyć miejsce, gdzie dokonywano rozstrzelania. Wtedy dobijano ofiary, które przywieziono autobusem w trzeciej "dziesiątce". Potem przyprowadzono dużą grupę osób z przeprowadzonej obławy. Słychać było płacze i krzyki. Po wale cały czas chodziło dwóch esesmanów, musiałem uważać, żeby mnie nie zauważyli. I wtedy rozległy się znowu seryjne strzały i trwały dość długo. Potem znów pojedyncze wystrzały i zapadła przerażająca cisza.
          Po pewnym czasie znowu dobiegły mnie głosy, tym razem to były motory odjeżdżających oprawców, którzy w tej zbrodni zabili 79 osób w wieku od 17 do 60 lat. Wtedy ze wszystkich stron zaczęli przybiegać ludzie, obraz był przerażający. Gdy i ja dobiegłem mój brat Jan cały pokrwawiony biegał po wale, widać było, że nie wie gdzie ma uciekać. W końcu zdecydował uciekać w stronę mostu na Biełusze, okrężną drogą. W tym czasie matka dobiegła i podniosła moją siostrę, długo trzymała ją w objęciach. Doszedł do nie ksiądz Matyjasik i powiedział do mamy, że jej już nie pomoże, "niech pani idzie ratować syna". Wtedy pobiegliśmy do domu, brat stał pokrwawiony, ja zostałem na czatach. Po opatrzeniu, brat uciekł polami. My z mamą pobiegliśmy znowu pod wał, tam było bardzo dużo ludzi. Przygotowywano się do kopania wspólnego grobu, ponieważ Niemcy kazali zakopać zabitych do godz. 18. W przeciwnym razie dalej będą "dziesiątkować". Odpowiedzialnymi byli Mindler i Bąk. Wspominam tutaj o przykrym zdarzeniu, kiedy to pan Mindler powiedział "tu mi jednego brakuje". Na to policjant Boczarski wyciągnął broń i powiedział "kładź się na jego miejsce". Wtedy Mindler przestał o tym mówić. Po zakopaniu ofiar plac wyrównano i zakazano palenia świeczek.
         Mama poszła na ul. Mogilską, tak jak umówiła się z bratem, że będziemy się ukrywać u państwa Wójcików. Ja poszedłem na ul. Rzeczysko ostrzec brata Władysława, aby nie szedł do naszego mieszkania tylko na ul. Mogilską.
        Po pewnym czasie pojawili się gestapowcy na motorze. Poszli w stronę naszego domu, dokładnie wiedzieli dokąd maja iść, pomimo tego, iż nasz dom był zasłonięty innym budynkiem od frontu. Zawiedli się bo w domu nie było nikogo. Pomimo ogromu tej tragedii szukali jeszcze, tak jak by było za mało ofiar. Jestem pewien, że gdybyśmy byli wtedy w domu to na pewno też by nas rozstrzelali.
           Trzeba zaznaczyć, że z egzekucji uratował się także Władysław Trynka, który żył jeszcze dwa dni. Na drugi dzień jeszcze Władysław Trynka żył, bo byliśmy z matką w domu u Trynków. Drzwi otworzyła nam pani Kornecka, ale w domu nie było nikogo oprócz rannego Władysława. Potem matka poszła na ul. Mogilską a ja pozostałem na Dąbiu. Pamiętam jeszcze, kiedy staliśmy z kolegami koło studni zajechał samochód z gestapowcami pod dom Koprowskich. Niewiadomo po co, czy czegoś zapomnieli, czy może po prostu coś ukraść.
          Tak pamiętam ten okropny dzień. 8 lutego 1945 r. nastąpiła ekshumacja zwłok. Po rozpoznaniu i przygotowaniu do pochówku odbył się pogrzeb ofiar na Cmentarzu Rakowickim. Kondukt żałobny, w którym brały udział nie tylko rodziny zamordowanych ale i wiele tysięcy mieszkańców Krakowa przeszedł ulicami miasta od miejsca zbrodni do miejsca ostatecznego spoczynku na Rakowcach. W zbiorowej mogile nie zostali wszyscy pochowani, niektóre ofiary leżą w rodzinnych grobach.
         Po wojnie próbowano ustalić osoby biorące udział w tej zbrodni, a szczególnie szukano autorów owej listy zagłady. Wydaje się, że ta lista była wcześniej sporządzona.
         Jak wspominałem, w uroczystościach biorę udział co roku i za każdym razem boli mnie stwierdzenie nazywające zakładników przywiezionych z Montelupich więźniami. To nie byli więźniowie tylko podstępnie aresztowani tydzień przed dokonaniem zbrodni niewinni ludzie.

Wspomnienia p. Z. Hajdugi



Tragiczny poniedziałek 15-tego stycznia 1945 r.

      Aniela Łacheta miała wtedy 20 lat, od paru tygodni była szczęśliwą żoną. Wraz z mężem mieszkała u teściów na Dąbiu, w kamienicy przy ul. Grzegórzeckiej. Wczesnym rankiem w poniedziałek 15 stycznia 1945 roku do domu wtargnęli hitlerowcy
         Dąbie było dzielnicą robotniczą. Już około godziny 5 rano spieszących do pracy zatrzymywały niemieckie patrole. Wieść o akcji szybko rozeszła się wśród mieszkańców. Dąbie otoczone było kordonem umundurowanych hitlerowców. Żołnierze wchodzili do mieszkań, zabierając nawet całe rodziny.
        Pani Aniela dokładnie zapamiętała owe chwile. - Rodzice zarządzili: "Dzieci, wy na strych". Ukryłam się ja i brat męża z narzeczoną. Dopiero co dali na zapowiedzi. Mąż z teściami został w mieszkaniu.
         Przez okienko na stryszku widziała, jak dwóch Niemców, z czarnym psem, podchodzi pod dom.
        - Zabrali mamusię i ojca, a męża zostawili. Jeden chciał, żeby wyszedł razem z nimi, ale drugi odepchnął go. Na piętro nie wchodzili. Myśmy zostali.
     Zatrzymanych przesłuchiwano w mieszkaniu państwa Koprowskich, niektórzy trafili do nieczynnej kawiarenki przy ul. Miedzianej, zwanej Barem Rybackim. Część osób po wylegitymowaniu zwolniono i kazano im udać się do pracy. Pozostałych pilnowali umundurowani, uzbrojeni gestapowcy.
        - Nikt nie przypuszczał, że będzie to pacyfikacja. Na Dąbiu robiono już przecież obławy, ludzi zabierano do kopania okopów. W niedzielę słychać było nadchodzący front, ziemia aż jęczała. Zabrałam więc litrową bańkę z kawą, chleb ze smalcem i zaniosłam tacie.
         Na rogu Grzegórzeckiej Niemcy pozwalali na podejście do zatrzymanych. To trwało to do godziny 12.30, gdy z Montelupich przyjechał samochód z 28 więźniami. Natychmiast zaprowadzono ich w kierunku wału Wisły i nakazano położyć twarzą do ziemi. Hitlerowcy zabijali ich strzałem w tył głowy.
          Dzień był mroźny, leżał śnieg. Nawet Wisła była zamarznięta. Po lodzie ślizgali się na łyżwach chłopcy. -To oni pierwsi przybiegli i alarmowali, że słychać strzały.
          Egzekucja trwała. Hitlerowcy prowadzili kolejne grupy zatrzymanych - spod Baru Rybackiego w kierunku wału wiślanego i tam mordowali strzałami w tył głowy.
          - Tatuś został rozstrzelany w pierwszej grupie. Leżał na wale, ręce miał podłożone pod twarzą, obok była wywrócona bańka z kawą, chleb leżał przy twarzy - wspomina Aniela Łacheta. - Mamusia była w ostatniej grupie.
          Po egzekucji młody hitlerowiec oświadczył po polsku przetrzymywanym mieszkańcom Dąbia, że zabito osoby, które działały przeciwko państwu niemieckiemu. Nakazał do godziny 18 pochować pomordowanych, ziemię wyrównać i zabronił przynoszenia kwiatów i zapalania świeczek. Ostrzegł, że w przeciwnym razie powrócą i zastrzelą kolejne osoby.
         W obawie przed spełnieniem groźby wszystkich pogrzebano we wspólnym grobie, w jednym długim rowie.
        - Nie nocowaliśmy w domu. Poszłam z mężem na Rakowice, gdzie mieszkała moja siostra. Chociaż minęło już 60 lat, dla mnie to się dalej dzieje i nie kończy - wspomina Aniela Łacheta. - W czwartek na Dąbiu byli już Rosjanie, wynosiliśmy im czarną kawę. Gdy weszli, byliśmy pewni, że front nie wróci.
          31 stycznia 1945 roku władze wyraziły zgodę na ekshumację, która nastąpiła 8 lutego. Trumny zamówiono u stolarza, który miał zakład przy kościele św. Kazimierza. Było ich 79, albowiem Jan Hajduga przeżył egzekucję. Kula zraniła go tylko w głowę, zakrwawiony leżał bez ruchu, by hitlerowcy go nie dobili.
         Podczas ekshumacji rodziny pomordowanych rozpoznały 71 ciał spośród 79 zabitych. Nie udało się wówczas ustalić tożsamości siedmiu osób, więźniów przywiezionych z Montelupich.
         Następnego dnia odbył się manifestacyjny pogrzeb z udziałem władz i zgromadzonych na ulicach mieszkańców miasta. Po mszy żałobnej odprawionej w kościele Mariackim kondukt przeszedł ulicami Krakowa na cmentarz Rakowicki, gdzie osoby zamordowane na Dąbiu pochowano we wspólnej kwaterze. Nad trumnami modlił się ksiądz z dąbskiej parafii św. Kazimierza Jan Matyjasik. To on pierwszy zjawił się na miejscu zbrodni z olejami świętymi.
         Aniela Łacheta pokazuje album ze zdjęcia z ekshumacji i pogrzebu, zamówione zaraz po uroczystościach. Oryginały przekazała Muzeum Historycznemu Miasta Krakowa, klisz nie udało się odnaleźć.
            - Na zdjęciach trudno mnie zauważyć, byłam ubrana na czarno - tłumaczy.
         Aniela Łacheta była przewodniczącą komitetu organizacyjnego przygotowującego na Dąbiu obchody 50. rocznicy tragedii. Ofiarowała pamiątki do izby pamięci w Szkole Podstawowej nr 18. Uczestniczy w rocznicowych spotkaniach.
           - Wszystko to trzeba było przeżyć. W marcu kończę 80 lat. Może po to człowiek jeszcze żyje, żeby pilnować tej pamięci. Żeby nie zapomnieli.
        W sprawie egzekucji na Dąbiu śledztwo prowadziła Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Krakowie. W sprawozdaniu z prac, w 1981 roku, stwierdzono, że decyzji o egzekucji, dosłownie w przeddzień wyzwolenia Krakowa, na pewno nie podjęli niżsi stopniem funkcjonariusze hitlerowscy, którzy byli tylko wykonawcami rozkazów. Za terrorystyczną akcję odpowiada ówczesne kierownictwo wydziału IV gestapo, którego szefem był SS-Sturmbannführer Hans Schindhelm. Ustalono, że mordercy "zza biurka" już nie żyją. Śledztwo zostało zawieszone.


Obchody 60. rocznicy wydarzeń na Dąbiu, 15 stycznia

godz. 945 - złożenie wieńców i zapalenie zniczy pod pomnikiem Ofiar Dąbia na cmentarzu Rakowickim
godz. 1100- msza święta w kościele pw. św. Stanisława Biskupa Męczennika na Dąbiu
godz. 1200 - złożenie wieńców i zapalenie zniczy pod krzyżem przy ul. Półkole
godz. 1220 - uroczysta akademia w Szkole Podstawowej nr 18 przy ul. Półkole 18

Andrzej Stawiarski
2005-01-14
Artykuł powstał na potrzeby "Gazety.pl"


2) Kwerenda dotycząca okoliczności egzekucji w Krakowie-Dąbiu 15 stycznia 1945 r.


Dlaczego Niemcy rozstrzelali 79 Polaków?

Na zlecenie Rady Dzielnicy II opracował Grzegorz Jeżowski - pracownik Muzeum Historycznego Miasta Krakowa
Tekst pochodzi z "Dzielnicy II" nr 40 - marzec 2009

           W toku przeprowadzonej kwerendy dotyczącej egzekucji w Krakowie-Dąbiu 15 stycznia 1945 r. zapoznano się z wieloma dokumentami, które rzucają światło na przebieg egzekucji. Głównym źródłem badań pozostają obszerne materiały zgromadzone podczas śledztwa przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskiej w Krakowie. Szczególnie cenne są bezpośrednie relacje świadków spisane tuż po zakończeniu wojny 1). Inną grupę relacji stanowią protokoły przesłuchania świadków przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskiej w Krakowie sporządzone w 1977 r. Według zachowanej dokumentacji OKBZHwK w tej sprawie przesłuchano: Cecylię Gubernarczyk, Jana Hajdugę, Bolesława Szarka, Stanisława Mindlera, Ludwika Marcela, Edwarda Marcela, Kazimierę Sendor z domu Schindler, Stefanię Hajdugę, Adama Nawrockiego, Adelajdę Trynka, Adama Kudasa, Annę Koprowską z domu Wątorską, Kazimierza Wabika, Stanisława Nalepę, Jana Koprowskiego, Janusza Żyłowskiego, Stanisław Żyłowskiego, Wandę Mindler z domu Wiśniewską, Eugeniusza Torę, Tadeusza Kwiatkowskiego.
           Pomimo przesłuchania świadków nie udało się wyjaśnić wszystkich wątpliwości związanych z ostatnim mordem niemieckiego okupanta w Krakowie. Zdecydowana większość zamordowanych mieszkała na Dąbiu i została rozpoznana przez rodziny w czasie ekshumacji. Ofiary nieznane z imienia i nazwiska stanowiły część grupy więźniów przywiezionych z więzienia przy ulicy Montelupich. Grupa ofiar niezidentyfikowanych składała się z 10 osób (w tej grupie była jedna młoda kobieta).
        Pytaniem stawianym w tej sprawie jest pytanie o powód przeprowadzenia tak krwawej egzekucji właśnie na Dąbiu. Przypuszczano, że motywem był odwet Niemców za zastrzelenie mieszkańców Dąbia Franciszka Sroki i jego żony 2) . Według powszechnie panującej wówczas w dzielnicy opinii Franciszek Sroka był niemieckim konfidentem zastrzelonym z wyroku tajnej organizacji. Przekonanie, że Sroka jest donosicielem znajduje się w kilku relacjach spisanych tuż po wojnie 3). Jednak poza krążącą w tym czasie po Dąbiu pogłoską nie ma żadnych bezpośrednich dowodów na to, że Sroka był niemieckim szpiclem. Nie natrafiono na jakąkolwiek informację o zadenuncjowaniu konkretnej osoby przez Srokę. W spisie konfidentów rozpracowywanych przez kontrwywiad ZWZ-AK nazwisko Franciszka Sroki z Dąbia nie występuje. W czasie okupacji niemieckiej w Krakowie wykonano wiele wyroków śmierci na konfidentach. Niemieckie siły bezpieczeństwa w odwecie mordowały określoną liczbę Polaków. Jednak nigdy, nawet w przypadku likwidacji przez polskie organizacje podziemne niezwykle cenionych agentów, skala niemieckich represji nie była tak duża jak w przypadku Dąbia. W związku z tym zastrzelenie Franciszka Sroki i jego żony należy wykluczyć z bezpośrednich przyczyn pacyfikacji. Nie był żadnych bezpośrednich świadków tego zabójstwa. Mieszkańcy Dąbia przypisywali tę zbrodnię dwóm młodym mężczyznom, mieszkańcom dzielnicy, jednak te przypuszczenia nie były oparte na dowodach, tylko na przypuszczeniach.
          22 grudnia 1944 r. został zastrzelony inny mieszkaniec Dąbia - Adam J. Słodykiewicz 4) . Sprawca lub sprawcy tego morderstwa pozostali nieznani. Zabójstwo Słodykiewicza nie było wiązane przez mieszkańców Dąbia z jakąkolwiek działalnością konspiracyjną czy współpracą na rzecz okupanta. Przypuszczano raczej, że to morderstwo było na tle prywatnym.
           Powodów krwawej pacyfikacji należy szukać wśród innych okoliczności wykraczających poza granice dzielnicy, a nawet Krakowa. W drugiej połowie 1944 r. władze niemieckie miały coraz mniejszą kontrolę nad okupowanymi krajem. Dobitnym tego przykładem są wypowiedzi niemieckich dygnitarzy, m.in. generalnego gubernatora Hansa Franka. 12 grudnia 1944 r. odbyło się posiedzenie robocze Generalnego Gubernatorstwa (GG) z udziałem przedstawicieli Wehrmachtu poświęcone stanowi bezpieczeństwa. Rekapitulując obrady, Hans Frank stwierdził: "chcąc w GG cokolwiek zadziałać, trzeba by rozporządzać co najmniej trzykrotnie większa liczbą policji niż obecnie", oraz że "w znacznej części tego obszaru w ogóle nie działa już żadna władza". Na innym posiedzeniu rządu GG wyższy dowódca SS i policji gen. W. Koppe postulował, by na ulicach Krakowa rozstrzeliwać codziennie 50 Polaków, "którym w 60% udowodniono popełnienie jakiegokolwiek zbrodniczego czynu". Władze okupacyjne, nie mając wystarczających sił, próbowały zastraszyć ludność przez zaostrzenie represji. Przeprowadzano łapanki wymierzone przeciwko wszystkim mieszkańcom miasta, ze szczególnym uwzględnienie uchodźców z Warszawy. Właśnie ta ostatnia grupa była uważana przez władze niemieckie za szczególnie niebezpieczną. W dniach 6 i 7 stycznia 1945 r. aresztowano około 1700 uchodźców warszawskich. W ostatnim miesiącu 1944 r. przeprowadzono kilka egzekucji, w których zamordowanymi byli najczęściej więźniowie z więzienia przy ul. Montelupich w Krakowie 5).
          Kolejnym powodem zaostrzenia terroru przez władzę okupacyjne była rozpoczynająca się potężna ofensywa sowiecka, która 12 stycznia 1945 r. ruszyła z przyczółka pod Baranowem Sandomierskim. Natarcie Armii Czerwonej już w pierwszych dniach przyniosło spodziewany wynik i zmusiło Wehrmacht do pospiesznego odwrotu. Kraków znajdował się na bezpośrednim zapleczu frontu i z tego powodu Niemcy w sposób bezwzględny rozprawiali się z wszelkimi przejawami rzeczywistego lub potencjalnego zagrożenia. Dodatkowym niebezpieczeństwem wewnętrznym dla niemieckiej obrony miasta były działania sowieckich grup rozpoznawczo-wywiadowczych, rozpracowujących teren, siły oraz umocnienia wroga zarówno w mieście, jak i na jego przedpolu. W latach 1942-1943 kilku mieszkańców Dąbia zaangażowanych w działalność konspiracyjną w organizacji o orientacji lewicowej, współpracowało ze skoczkami sowieckimi zrzuconymi w rejonie Krakowa. Do najbardziej znanych sowieckich dywersantów należał Leonid Czetyrko, pseud. Czarny, Kolka, Rudy, zrzucony w okolicach Krakowa w 1942 r. Niemieckie służby bezpieczeństwa wpadły na trop tej siatki i poprzez kolejne aresztowania doprowadziły do rozbicia grupy. Na przełomie 1944/1945 r. na terenie Dąbia nie działało aktywnie żadne dobrze zorganizowane podziemie o orientacji komunistycznej, utrzymujące kontakty z Sowietami. Jednak w oczach okupanta Dąbie - zamieszkiwane w dużej części przez rodziny robotnicze - mogło być uważane za potencjalne miejsce wspierania komunistów. W dzielnicy istniały organizacje konspiracyjne o różnej orientacji politycznej i z pewnością opcja komunistyczna nie była dominująca.
          Dzielnica ze względu na swoje położenie i obiekty tam umiejscowione - zwłaszcza w sytuacji zbliżającego się frontu - musiała być pod szczególnym nadzorem, a wszelkie ewentualne zagrożenia powinny być wyeliminowane. Na Dąbiu znajdowały się obiekty o bardzo dużym znaczeniu militarnym. Były to m.in. koszary wojskowe, magazyny, mosty, wiadukt, linie kolejowe, a nieopodal lotnisko wojskowe. Dąbie wciśnięte pomiędzy wysoki nasyp kolejowy na zachodzie, rzekę Białuchę na wschodzie i Wisłę na południu było wręcz idealnym miejscem do przeprowadzenia obławy. Praktycznie dzielnicę można było otoczyć i zamknąć przy użyciu niewielkich sił, a tych Niemcom już wówczas brakowało.

Napis na ścianie więzienia wykonany przez Czesława Mikę
(źródło fot.: Muzeum Narodowe w Krakowie)
          Początkiem tragicznych wydarzeń było aresztowanie mieszkańców Dąbia pracujących w jednej z krakowskich firm. Według zeznań Jana Hajdugi 8 stycznia 1945 r. wraz z siedmioma pracownikami firmy "Johann Hamerski", mieszczącej się w Krakowie przy ul. Starowiślnej, poszli do urzędu pracy (Arbeitsamtu) znajdującego się przy ul. Lubelskiej, w celu wymiany kart pracy obowiązujących w Generalnym Gubernatorstwie. W urzędzie pracy wszyscy zostali aresztowani i przewiezieni do siedziby Komendy Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa (Sicherheitspolizei und Sicherhetsdienst [Sipo und SD]) dystryktu Kraków, znajdującej się przy ul. Pomorskiej 2. W tym czasie funkcjonariusze gestapo zatrzymali w pomieszczeniach firmy Hamerskiego dalszych 11 pracowników. Aresztowano łącznie 18 pracowników tej firmy, głównie mieszkańców dzielnicy Dąbie. Aresztowanych przesłuchiwano w siedzibie Sipo und SD przy ul. Pomorskiej 2. Przesłuchiwanych pytano o to, kto posiada broń, kto kupuje towary od rannych żołnierzy niemieckich. W czasie przesłuchań szczególny nacisk kładziono na sprawę zabójstwa Sroki oraz jego żony. 8 stycznia 1945 r. w godzinach wieczornych wszyscy aresztowani zostali przewiezieni samochodem ciężarowym pod eskortą do więzienia przy ul. Montelupich w Krakowie, gdzie do 14 stycznia 1945 r. przetrzymywano ich bez przesłuchania.
          14 stycznia 1945 r. w godzinach porannych przewieziono spośród grupy aresztowanych 3 osoby na ulicę Pomorską. Tego samego dnia po południu przywieziono kolejnych 14 aresztowanych. W celi więzienia na Montelupich pozostał tylko jeden z grupy aresztowanych - Julian Trynka. Sześć osób przesłuchano na okoliczność posiadania broni, handlowania z żołnierzami Wehrmachtu i zabójstwa Sroki, w czasie przesłuchania były bite 6) . Po przesłuchaniu przewieziono je do więzienia na ul. Montelupich. Druga grupa 11-osobowa do więzienia przy ul. Montelupich została przywieziona 15 stycznia 1945 r. rano, nikt z tej grupy nie był przesłuchiwany na ul. Pomorskiej. W czasie przesłuchań w siedzibie Sipo und SD na ul. Pomorskiej zatrzymani byli przetrzymywani w celi numer 2 aresztu podręcznego. Śladem ich obecności są napisy wyryte przez Alfreda Słowika oraz Stanisława Wątorskiego. W sąsiedniej celi (numer 1) znajduje się wyryty na ścianie przez Czesława Mikę napis i rysunek z datą 4 stycznia 1945 r. Czesław Mika znalazł się w grupie osób więzionych na ul. Montelupich, którzy zostali rozstrzelani na Dąbiu i nie zostali rozpoznani w czasie ekshumacji.
        15 stycznia 1945 r. około godziny 11.00 wywołano z cel wszystkich 18 aresztowanych pracowników firmy "Johann Hamerski" i ustawiono ich pod murem więziennym, pod którym już stała około 10-osobowa grupa z więzienia na Montelupich, wśród których była jedna kobieta. Około godziny 12.00 na dziedziniec więzienia podjechał autobus lub samochód ciężarowy, do którego kazano wsiadać osobom wyczytywanym z listy. Samochód z więźniami pod eskortą pięciu gestapowców uzbrojonych w pistolety maszynowe przyjechał na Dąbie na ulicę Miedzianą, gdzie wysadzono więźniów obok Baru Rybackiego. Przed barem znajdowała się duża grupa mieszkańców Dąbia pilnowana przez niemieckie formacje policji i wojska.
          W księdze parafialnej jest podana większa liczba więźniów przywiezionych z więzienia na Montelupich: "Około godziny 12 w południe przewieziono z Montelupich (z więzienia) 30 osób (16 Dąbian, 14 obcych). Około godziny w pół do drugiej po południu tego samego dnia (15 I 1945) zaprowadzono tych 80 niewinnych Polaków do ogrodu Marii Kumela ul. Miedziana 67. Tam zastrzelono 79 osób, gdyż Hajduga ranny ocalał (ul. Rzeczysko 13 mieszka) 7).
        15 stycznia 1945 r. wczesnym rankiem na Dąbiu została przeprowadzona obława. Cała dzielnica została obstawiona przez niemieckie formacje policyjne i wojskowe. Rano w godzinach 6.00-8.00 Niemcy w mundurach Wehrmachtu i żandarmerii wchodzili do domów, legitymując i zatrzymując wszystkich zastanych, zatrzymywano także ludzi na ulicach, którzy szli do pracy. W domach pozwalano pozostać matką opiekującym się małymi dziećmi. Wszystkich podejrzanych gromadzono w domu Koprowskich i Barze Rybackim na rogu ulic Miedzianej i Kruczej. W punkcie zbornym grupa Niemców z trupimi czaszkami na czapkach sprawdzała dokumenty zatrzymanych (Kennkarte i Arbeitkarte). Większość osób zwolniono i pod eskortą w grupie odprowadzono na most na rzece Białusze, wydając rozkaz udania się do pracy. Wcześniej zwolnieni Józef i Antonina Łacheta, po interwencji Niemca ubranego w mundur partyjny, zostali wprowadzeni przez niego osobiście do baru. Aresztowaniu rodziców z ukrycia przyglądał się ich syn - Mieczysław Łacheta. Według relacji Józefa Kwoki, Mieczysław Łacheta był uzbrojony - za paskiem spodni trzymał pistolet. Obława zakończyła się w godzinach 9.00-10.00, sygnałem do zwolnienia posterunków było wystrzelenie trzech rakiet i dźwięk gwizdków.

Bar Rybacki
(źródło fot.: zbiory prywatne)
         Ludzi gromadzono w dwóch miejscach - w Barze Rybackim i w sąsiednim domu Koprowskich. W barze zatrzymano około 52 osób w różnym wieku, zarówno mężczyzn, jak i kobiety, gdzie przetrzymywano ich do godzin południowych. Około godziny 11.00 do baru wszedł esesman i zaczął wyczytywać nazwiska, wszyscy wywołani mieli zgromadzić się przed barem. Wśród wyczytywanych znalazły się nazwiska m.in. Trynków, Nalepów, Koprowskich, Schindlerów, Łachetów, Czinczaruków i Podkanowiczów 8) . W domu Franciszka Koprowskiego w mieszkaniu Czinczaruków zorganizowano pokój przesłuchań, gdzie indywidualnie doprowadzano osoby przetrzymywane w barze. Budynek był obstawiony przez kilku uzbrojonych Niemców w zielonych mundurach, kilku w czarnych z trupimi główkami na czapkach. Za stołem siedziało trzech Niemców, siedzący w środku był w czarnym mundurze i on przesłuchiwał za pośrednictwem tłumacza. Pytano o imię nazwisko, miejsce pracy, imiona rodziców i rodzeństwa 9) .Część osób była umieszczana w sąsiednim mieszkaniu Wątorskich, pozostali byli po przesłuchaniu odprowadzani z powrotem do baru lub zwalniani.
       Po przyjeździe autobusu z 28 lub 30 więźniami z Montelupich rozpoczęto wyprowadzanie zatrzymanych i odprowadzanie na miejsce egzekucji. Jako pierwsza została rozstrzelana grupa przywieziona autobusem z więzienia. Więźniowie zostali podzieleni na dwie mniejsze grupy liczące najprawdopodobniej 10-15 osób. Na podstawie zebranych relacji nie można w pełni zrekonstruować, do których grup - kolejno prowadzonych na miejsce rozstrzelania - trafiły konkretne osoby. W pierwszej grupie więźniów z Montelupich był na pewno Adolf Trynka, w drugiej: Julian Trynka, Mieczysław Marcela i Jan Hajduga. W trzeciej grupie - wyprowadzonej z domu Franciszka Koprowskiego - liczącej najprawdopodobniej 20 osób znaleźli się: Franciszek Koprowski, Feliks Koprowski, Mieczysław Koprowski, Kazimierz Koprowski, Michalina Czinczaruk, Aleksander Czinczaruk i Maria Czinczaruk. Nazwisk pozostałych osób z tej grupy nie ustalono. Istnieje jeszcze inna wersja ustaleń, według której w pierwszej grupie rozstrzelano osoby zatrzymane bezpośrednio w obławie na Dąbiu. Według tej wersji Niemcy planowali zabić w pierwszej kolejności przywiezionych z więzienia. Zmiana planu miała być spowodowana opóźnieniem autobusu z więźniami z powodu awarii. Jednak nie ma żadnej spisanej relacji ani naocznego świadka tego zdarzenia. O awarii autobusu nie wspomina w swojej relacji jedyny ocalony Jan Hajduga, który był wieziony wraz z innymi na Montelupich. Jego opis nie daje też jednoznacznej odpowiedzi, czy pierwszą rozstrzelaną grupą byli więźniowie z Montelupich czy ludzie zatrzymani w obławie. Do domu Koprowskich zatrzymanych wprowadzano przez wejście prowadzące do mieszkania Czinczaruków i tędy ich również wyprowadzano po przesłuchaniu. Wejście to było obserwowane przez Annę Koprowską z mieszkania Krzyszkowskich. W swojej relacji wspomina: "Siedząc tam usłyszałam szum motoru dużego samochodu, który zatrzymał się niedaleko na łące. Nie widziałam wtedy jak prowadzili tych więźniów przywiezionych autobusem, tylko słyszałam strzały z broni maszynowej od strony wału Wisły. […] W chwilę po strzałach zobaczyłam, że z sieni naszego domu hitlerowcy wyprowadzają grupę osób" 10). Z tego opisu jasno wynika, że pierwsza grupa aresztowanych w obławie i przetrzymywana w domu Koprowskich nie została rozstrzelana w pierwszej kolejności. Do domu Koprowskich prowadziło jeszcze kilka innych wejść, których z mieszkania Krzyszkowskich nie mogła widzieć Anna Koprowska 11). W związku z tym istnieje możliwość, że jakaś grupa osób została wyprowadzona innym wyjściem. Jednak w relacjach nie ma żadnej wzmianki, że z domu Koprowskich wyprowadzono bezpośrednio na egzekucję więcej niż jedną grupę. Według tego co udało się ustalić, Niemcy używali jednego wejścia - tego obserwowanego przez Annę Koprowską. Dodatkowym argumentem przeciwko tej wersji jest zapis uczyniony po ekshumacji zwłok przeprowadzonej 8 lutego 1945 r., w którym czytamy: "Strzelano najpierw mężczyzn przywiezionych z więzienia, potem miejscowych, na ostatku kobiety, na oczach ludności Dąbia" 12) .
        Po rozstrzelaniu trzech grup do baru wszedł niemiecki oficer w zielonym mundurze z trupią główką na czapce. Każdemu z osobna zadał pytanie w języku polskim o nazwisko oraz czy ktoś z rodziny był wcześniej aresztowany. Przeprowadzono selekcję osób, dzieląc je na dwie grupy, w jednej z grup znalazły się osoby, których członkowie rodzin byli wcześniej aresztowani. Po dokonanej selekcji obie grupy były pilnowane przez uzbrojonego wartownika. Po pół godzinie do pomieszczenia wszedł oficer i zaczął wypytywać osoby z grupy, w której znaleźli się ci, których członkowie rodzin byli aresztowani. Z tej grupy wybrał Franciszkę Wlazło i Jana Majkę, do nich dołączył Zbigniew Wlazło, syn Franciszki, który nie chciał zostawić matki samej. Trzy osoby zostały dołączone do czwartej - ostatniej i najliczniejszej - grupy rozstrzelanych, składającej się z osób przetrzymywanych w Barze Rybackim.

Adelajda Trynkowa z mężem i córką
(źródło fot.: zbiory prywatne)
         Wszystkie grupy zostały rozstrzelane w identyczny sposób. Po doprowadzeniu pod wał wiślany padała krótka komenda w języku polskim: "legnij, kurwa mać!" Do każdego leżącego twarzą do ziemi strzelano z pistoletu maszynowego - oddzielnie do każdej osoby. Rozstrzeliwani głośno wzywali ratunku, krzycząc, pytali za co giną. Zanim przyprowadzono kolejną grupę Niemiec pilnujący zwłok dobijał strzałem w głowę osoby dające znaki życia. W czasie przeprowadzania egzekucji Niemcy zakazali mieszkańcom przebywania na ulicy. Jednak wiele osób obserwowało przebieg akcji z domu, z ukrycia. Widzieli swoich ojców, matki, siostry, kolegów, sąsiadów, prowadzonych na miejsce egzekucji. Najbliżej miejsca egzekucji była Adelajda Trynkowa, której dwaj synowie byli aresztowani i znaleźli się w grupie przywiezionej z więzienia. Z odległości 20-30 metrów, z domu przy ul. Wyszogrodzkiej obserwowała egzekucję. Pierwsze grupy szły spokojnie - osoby nie były w pełni świadome losu, jaki miał ich spotkać, prawdopodobnie przypuszczały, że zostaną wywiezione do obozu. Po pierwszych odgłosach strzałów niektórzy zdali sobie sprawę, jaki los ich czeka. Inni łudzili się, że Niemcy zaprowadzą ich pod wał, gdzie pokażą im ciała rozstrzelanych jako ostrzeżenie. Po przywiezieniu więźniów z Montelupch szybko rozeszła sie pogłoska, że przywieziono Żydów, których będą rozstrzeliwać. Jednak, gdy więźniowie wyszli z autobusu, wielu obserwujących rozpoznało wśród nich swoich krewnych lub sąsiadów.
        Po zakończeniu egzekucji do grupy rozstrzeliwujących esesmanów i SD-manów podszedł komendant i po niemiecku powiedział: "wszyscy gotowi, można odejść". Po rozstrzelaniu ostatniej grupy, do baru wszedł niemiecki oficer i zwrócił się do pozostałych przebywających w barze następującymi słowami: "Wiecie co tam się stało, ale to byli sami komuniści - Dąbie słynie z tego, że jest ośrodkiem komunistycznym i to co dzisiaj może się powtórzyć ponownie. Jest godzina druga, my tu przyjedziemy o godzinie szóstej i do tego czasu trupy mają by pochowane bez śladu" 13) . Z jego słów wynikało, że pozostały osoby, które działały przeciwko państwu niemieckiemu. Mieszkańcom Dąbia polecono pochować zwłoki pomordowanych do godziny 18.00. Zakazano składania kwiatów, palenia świec, grób miał być zrównany z gruntem. Za niewykonanie rozkazu zagrożono zdziesiątkowaniem mieszkańców. W Archiwum Akt Nowych w Warszawie w zespole "Armia Krajowa" (sygn. 203/VII-6 k.16) znajduję się następująca informacja: "W Krakowie-Dąbiu w dniu 15.01. 1945 r. Niemcy rozstrzelali publicznie 90 osób (?), jakoby komunistów". Informacja ta potwierdza, że tuż po egzekucji pierwsze informacje o przyczynach egzekucji wiązano z działalnością komunistyczną.

Jan Hajduga wiele lat po wojnie
(źródło fot.: zbiory prywatne)
           Po opuszczeniu miejsca zbrodni około godziny 14.00 przez niemieckie formacje, mieszkańcy Dąbia pobiegli na miejsce egzekucji. Wśród zastrzelonych leżał Jan Hajduga, który dostał strzał w głowę, ale kula ześliznęła się po kości, rozcinając skórę. Hajduga leżał nieruchomo, udając zabitego, obawiał się, że zostanie dobity tak, jak to robiono z innymi, którzy dawali znaki życia. Po zakończeniu egzekucji i odjedzie Niemców, podniósł się i pobiegł do domu, gdzie opatrzono mu ranę, później ukrył się poza miejscem zamieszkania. Niemcy dowiedzieli się, że Jan Hajduga przeżył i w domu Hajdugów pojawił się niemiecki patrol poszukujący uratowanego.

Stanisław Golonek (ur. 6.07.1928 r.)
wedle przekazów rodzinnych był jednym z najmłodszych mężczyzn 
uczestniczących w zakopywaniu rozstrzelanych w egzekucji
(źródło fot.: zbiory prywatne)
    Wśród zastrzelonych znaleziono jeszcze jednego żywego - był nim Władysław Trynka. Został zabrany do domu, ale z powodu ran oraz braku odpowiedniej opieki lekarskiej zmarł. Wszystkich zamordowanych pochowano na miejscu zbrodni w ogrodzie Kumelów tuż obok wału wiślanego. W godzinach popołudniowych po domach na Dąbiu chodził "granatowy" policjant i nakazywał, aby wszyscy mężczyźni wzięli kilofy i łopaty, poszli pod wał i zakopali zamordowanych. Jako osobę odpowiedzialną za pogrzebanie zwłok Niemcy wyznaczyli Stanisława Mindlera. Mężczyźni z Dąbia i z okolicy z trudem wykopali grób w mocno zamarzniętej ziemi. Spośród zamordowanych jedynie Kazimierz Koprowski został pochowany w prowizorycznej trumnie 14).
      Kilku osobom wyznaczonym do rozstrzelania udało się uniknąć śmierci tylko dzięki przypadkowi lub też najprawdopodobniej wskutek protekcji. Do pierwszej grupy należał Stanisław Mindler, który był przetrzymywany w barze. Mindler, rozmawiając z gestapowcem, tłumaczył, że jest niewinny, pokazywał swoją kenkartę. Gestapowiec zobaczył w dokumencie znajome nazwisko - okazało się, że znał on jeszcze sprzed wojny brata Stanisława Mindlera, mieszkającego w pobliżu klasztoru salwatorianów w Zakrzówku. Fakt ten spowodował, iż Stanisław Mindler został wykluczony z grupy przeznaczonej do rozstrzelania. Z grupy prowadzonej na rozstrzelanie niemal w ostatniej chwili zostali wyłączeni Ludwik Marcela jego dzieci: córka Cecylia, syn Edward oraz bratanica - córka Henryka Marcela 15).
     Po zajęciu Krakowa przez wojska sowieckie mieszkańcy Dąbia starali się o zezwolenie na ekshumację i przeniesienie szczątków zamordowanych na cmentarz. Na podstawie zezwolenia z 31 stycznia 1945 r. udzielonego przez Zarząd Miejski (Urząd Zdrowia) w Krakowie 8 lutego 1945 r. o godzinie 8.15 komisyjnie otwarto mogiłę zbiorową na Dąbiu. Członkowie komisji: dr Berger (lekarz miejski), Władysław Kopacz (pracownik Urzędu Zdrowia Zarządu Miejskiego), Gustaw Puchalski (redaktor "Dziennika Polskiego"), Roman Życzkowski (Komendant Milicji Obywatelskiej w Dąbiu). Zwłoki rozpoznawali: ks. Jan Matyjasik, inż. Bolesław Szarek, Tadeusz Szarek, Józef Jagła i Andrzej Kumela. W czasie ekshumacji zidentyfikowano następujące osoby: 

3) Wykaz osób pomordowanych na Dąbiu


1. Baran Daniela 19 lat, panna, zam. ul. Miedziana 66 
2. Bąk Stanisław 26 lat, kawaler, robotnik, zam. ul. Miedziana 65 
3. Brodziński Józef 39 lat, żonaty, robotnik "Semperitu", zam. ul. Grzegórzecka 134 
4. Chmiel Kazimierz 21 lat, kawaler, robotnik, zam. Wola Duchacka 
5. Czepiec Jan 18 lat, kawaler, robotnik, zam. ul. Miedziana 70 
6. Czinczaruk Aleksander 44 lata, żonaty, mąż zamordowanej Michaliny, kupiec, 
zam. ul. Miedziana 58 
7. Czinczaruk Maria 17 lat, panna, córka Aleksandra i Michaliny, uczennica, zam. ul. Miedziana 58 
8. Czinczaruk Michalina 37 lat, zamężna, żona Aleksandra, zam. ul. Miedziana 58 
9. Gierasiński Stanisław 27 lat, żonaty, murarz, zam. ul. Miedziana 86 
10. Hajduga Genowefa 19 lat, panna, pracownica "Papierni", zam. ul. Rzeczysko 13 
11. Jagła Karol 20 lat, kawaler, syn zamordowanej Stefanii, uczeń, zam. ul. Rzeczysko 11 
12. Jagła Stefania 42 lata, zamężna, matka zamordowanego Karola, zam. ul. Rzeczysko 11 
13. Jakubik Aleksander 17 lat, kawaler, syn zamordowanej Rozalii, uczeń, zam. ul. Miedziana 56 
14. Jakubik Michalina 18 lat, panna, córka zamordowanej Rozalii, pracownica "Bolonii", 
 zam. ul. Miedziana 56
15. Jakubik Rozalia 60 lat, mężatka, matka zamordowanych Michaliny i Aleksandra, 
zam. ul. Miedziana 56 
16. Kołodziejczyk Wiktoria 34 lata, wdowa, zam. ul. Miedziana 58 
17. Kondas Marian 46 lat, żonaty, ojciec zamordowanej Mieczysławy, murarz, zam. ul. Krucza 8 
18. Kondas Mieczysława 18 lat, panna, córka zamordowanego Mariana, robotnica, 
zam. ul. Krucza 8 
19. Koprowski Edward 33 lata, żonaty, brat zamordowanych Feliksa i Mieczysława, 
ślusarz w zakładzie "Zieleniewskiego", zam. ul. Miedziana 58 
20. Koprowski Feliks 35 lat, żonaty, brat zamordowanych Edwarda i Mieczysława, murarz, 
zam. ul. Miedziana 58 
21. Koprowski Franciszek 65 lat, żonaty, murarz, zam. ul. Miedziana 58 
22. Koprowski Kazimierz 33 lata, żonaty, ślusarz, zam. ul. Miedziana 90 
23. Koprowski Mieczysław 30 lat, żonaty, brat zamordowanych Feliksa i Edwarda, spawacz, 
zam. ul. Opłotki 3 
24. Krzysztofowicz Zachariasz 59 lat, żonaty, robotnik firmy "Chamerski", zam. ul. Rzeczysko 13 
25. Kumela Kazimierz 32 lata, żonaty, ślusarz, zam. ul. Ładna 268 
26. Kuźma Jan wiek nieustalony, kawaler, zam. Wola Duchacka 
27. Łacheta Antonina 56 lat, mężatka, żona zamordowanego Józefa, zam. ul. Grzegórzecka 149 
28. Łacheta Józef 58 lat, żonaty, mąż zamordowanej Antoniny, zam. ul. Grzegórzecka 149 
29. Majka Jan 40 lat, wdowiec, motorowy w zakładzie "Zieleniewskiego", zam. ul. Miedziana 104
 30. Marcela Mieczysław 42 lata, żonaty, zam. ul. Miedziana 79 
31. Markowski Klemens 35 lat, żonaty, zam. ul. Grzegórzecka 157 
32. Matuszczyk Janina 24 lata, panna, córka zamordowanego Wincentego, 
pracownica "Bolonii", zam. ul. Miedziana 32 
33. Matuszczyk Wincenty 59 lat, wdowiec, ojciec zamordowanej Janiny, listonosz, zam. ul. Miedziana 32 
34. Nalepa Bronisław 31 lat, kawaler, syn zamordowanego Ludwika, murarz, 
zam. ul. Grzegórzecka 142 
35. Nalepa Jan 65 lat, żonaty, inspektor dróg, zam. ul. Miedziana 50 
36. Nalepa Józef 35 lat, żonaty, murarz, zam. ul. Grzegórzecka 157 
37. Nalepa Ludwik 63 lata, żonaty, ojciec zamordowanego Bronisława, murarz, 
 zam. ul. Grzegórzecka 142 
38. Obracki Józef wiek nieustalony, żonaty, zam. ul. Madalińskiego 10 
39. Podkanowicz Alicja 16 lat, panna, córka zamordowanej Anieli, robotnica, zam. Miedziana 60 
40. Podkanowicz Aniela 43 lata, wdowa, matka zamordowanej Alicji, zam. ul. Miedziana 60
41. Schindler Czesława 23 lata, panna, robotnica "Bolonii", zam. ul. Rzeczysko 7
42. Schindler Józef 31 lat, kawaler, rzeźnik, zam. ul. Rzeczysko 7
43. Schindler Karol 34 lata, kawaler, ślusarz w zakładzie "Zieleniewskiego", zam. ul. Rzeczysko 7
44. Schindler Maria 21 lat, panna, pracownica "Bolonii", zam. ul. Rzeczysko 7
45. Słowik Alfred wiek nieustalony, żonaty, profesor szkoły handlowej, zam. ul. Wielicka 5
46. Solarz Maria 63 lata, wdowa, matka zamordowanego Mariana, zam. ul. Rzeczysko 4
47. Solarz Marian 24 lata, kawaler, syn zamordowanej Marii, robotnik, zam. ul. Rzeczysko 4
48. Stich Jan 39 lat, żonaty, murarz, zam. ul. Grzegórzecka 128
49. Sztorc Henryk 26 lat, kawaler, robotnik, zam. ul. Dekerta 6
50. Śledziński Stanisław 33 lata, żonaty, redaktor, adres nieustalony
51. Tarnopolski Franciszek 33 lata, żonaty, palacz w cegielni "Dąbie", zam. ul. Grzegórzecka 154
52. Tarnopolski Karol 21 lat, kawaler, robotnik, zam. ul. Niepołomska 4/5
53. Trynka Adolf 26 lat, kawaler, brat zamordowanego Juliana, palacz hotelowy,
zam. ul. Miedziana 72
54. Trynka Bronisław 18 lat, kawaler, zam. ul. Rzeczysko 11
55. Trynka Julian 27 lat, kawaler, brat zamordowanego Adolfa, piaskarz, zam. ul. Miedziana 72
56. Trynka Maria 19 lat, panna, siostra zamordowanych Walerii i Władysława, pracownica "Bolonii", zam. ul. Miedziana 56
57. Trynka Stefania 42 lata, zamężna, żona zamordowanego Władysława, zam. ul. Rzeczysko 11
58. Trynka Waleria 20 lat, panna, siostra zamordowanych Marii i Władysława,
pracownica "Bolonii", zam. ul. Miedziana 56
59. Trynka Władysław 22 lata, kawaler, brat zamordowanych Marii i Walerii, robotnik,
zam. ul. Miedziana 56
60. Trynka Władysław 50 lat, żonaty, mąż zamordowanej Stefanii, pracownik magistratu,
zam. ul. Rzeczysko 11
61. Trynka Wojciech 60 lat, żonaty, handlowiec, zam. ul. Miedziana 56
62. Wabik Tadeusz 37 lat, żonaty, krawiec, zam. ul. Miedziana 65
63. Warmus Maria 48 lat, zamężna, zam. ul. Miedziana 62
64. Warmus Marian 27 lat, kawaler, elektromonter, zam. ul. Miedziana 61
65. Warmus Władysław 33 lata, żonaty, ślusarz, zam. ul. Miedziana 61
66. Wątorski Stanisław 27 lat, kawaler, brat zamordowanego Władysława, robotnik,
zam. ul. Rzeczysko 4
67. Wątorski Władysław 19 lat, kawaler, brat zamordowanego Stanisława, uczeń,
zam. ul. Rzeczysko 4
68. Wlazłowa Franciszka 42 lata, wdowa, matka zamordowanego Zbigniewa, zam. ul. Rzeczysko 9
69. Wlazło Zbigniew 17 lat, kawaler, syn zamordowanej Franciszki, uczeń, zam. ul. Rzeczysko 9
70. Wypich Mieczysław 34 lata, żonaty, kamieniarz, zam. ul. Rzeczysko 8
71. Zarzycki Adam 58 lat, żonaty, podpułkownik WP, zam. ul. Asnyka 19
72. Zawada Jadwiga 46 lat, zamężna, zam. ul. Miedziana 64

Ponadto nie udało się zidentyfikować ciał sześciu mężczyzn i jednej kobiety.

     W księdze parafialnej parafii św. Kazimierza w Krakowie znajdują się luźne kartki zapisane ręcznie, na których znajdujemy informację o Henryku Sztorcu: "zamieszkały Kraków, ul. Dekerta 6, z zawodu robotnik u Clamerskiego?, ul. Pawia (poprzednio) chemik, Aresztowany 8 I 1945 - z Arbet., siedział na Montelupich, ubranie - kurtka popielata ciemno, spodnie, brązowe rajtki, czarne cholewy oficerki, zielony sweter, biała koszula, zegarek "Lucyna" albo [nieczytelne] na rękę płaski, sygnecik z rubinkiem. Miał dowody: dyplom instytut adm.- gosp., świadectwo 4 lat akademii handlowej, świadectwo przemysłowe Zakładu Przemysł" 16).
     W artykule prasowym pod tytułem Ostatni masowy mord zbrodniarzy hitlerowskich w Krakowie zamieszczonym 9 lutego 1945 r. w "Dzienniku Polskim" sygnowanym G.P. znajdujemy opis przebiegu egzekucji i spis ofiar 17). Jednakże nie znajdujemy skrupulatnego opisu egzekucji. W artykule są literówki w nazwiskach ofiar oraz pewne uproszczenia w opisie wydarzeń 15 stycznia 1945 r.
    W toku ostatniej kwerendy ustalono nazwisko jednej osoby, której tożsamość wcześniej była nieznana. Osobą tą był Czesław Mika, urodzony w 1924 r. w Krakowie, pracownik spółdzielni krawieckiej w Rynku Głównym w Krakowie, partyzant Batalionów Chłopskich w rejonie Skawiny, aresztowany w Podgórzu na skutek donosu, przesłuchiwany na ul. Pomorskiej 2. W pierwszej celi podręcznego aresztu na ul. Pomorskiej 2 zostawił charakterystyczny rysunek i napis z datą 4 stycznia 1945 r. Został rozstrzelany na Dąbiu i pochowany w zbiorowej mogile na cmentarzu Rakowickim 18). Tożsamości pozostałych pięciu mężczyzn i jednej kobiety nie udało się ustalić.
     W relacjach świadków pojawiają się nazwiska trzech osób, które bezpośrednio kierowały lub brały udział w egzekucji. Najwięcej informacji udało się zgromadzić na temat Antoniego Kandzika, byłego kleryka z Seminarium Duchownego Księży Salwatorianów w Krakowie. Przed wojną w zgromadzeniu księży salwatorianów był młody kleryk pochodzący ze Śląska o nazwisku Antoni Kandzik. W czasie okupacji opuścił klasztor i rozpoczął współpracę z gestapo. Pracował w siedzibie Sicherheitspolizei und SD na ul. Pomorskiej 2, jako urzędnik wydziału kryminalnego III B 8, w pokoju 307. Właśnie Antoni Kandzik bezpośrednio kierował zbrodnią i to on przemawiał do ludzi zgromadzonych w barze już po zakończeniu egzekucji.
     Wśród innych Niemców uczestniczących w obławie i egzekucji rozpoznano Rudolfa Bauera, prowadzącego w czasie okupacji restaurację "nur für Deutsche" na rogu palcu Słowiańskiego i ulicy Długiej. 15 stycznia 1945 r. był ubrany w mundur partyjny S.A. i uzbrojony w karabin. Pojawiły się jeszcze dwa nazwiska: Bauer (restaurator lub kelner z Krakowa) i Michalik - jednak te osoby nie zostały zidentyfikowane.
      Wszystko wskazuje na to, że egzekucja została zaplanowana w siedzibie Sicherheitspolizei und SD na ul. Pomorskiej 2. Większość dowódców i wyższych oficerów Sipo und SD odpowiadająca za zbrodnię została po wojnie stracona lub sami wymierzyli sobie sprawiedliwość. Walter Bierkamp popełnił samobójstwo 15 maja 1945 r., obersturmbannführer Rudolf Batz popełnił samobójstwo w styczniu 1961 r., Theobald Thier został stracony 12 lipca 1949 r., sturmbannführer Johann Kraus został powieszony 5 marca 1947 r. Kierujący bezpośrednio akcją Antoni Kandzik prawdopodobnie wojnę przeżył i według niepotwierdzonych informacji mieszkał w Republice Federalnej Niemiec w Hamburgu.
      Wobec wyczerpania się źródeł dostępnych na terenie kraju wydaje się, że dalsze poszukiwania już poza granicami Polski mogłyby ewentualnie dostarczyć nowych informacji o ofiarach egzekucji i osobach odpowiedzialnych za zamordowanie 79 Polaków. Jednak wobec zniszczenia dużej części archiwów niemieckich z czasów okupacji wydaję się, że nawet przeprowadzenie takiej kwerendy nie pozwoli na ustalenie zarówno pozostałych nazwisk rozstrzelanych, jaki i oprawców.

PRZYPISY:

1) Protokoły przesłuchania w charakterze świadka przez Główna Komisję Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Protokoły przesłuchania: Jana Hajdugi 31 stycznia 1946 r., Bolesława Szarka 7 czerwca 1948 r., Stanisława Mindlera 13 października 1948 r., Ludwika Marcela 13 października 1948 r., Kazimiery Schindler 14 października 1948 r., Stefanii Hajdugi 14 października 1948 r., Adama Nawrockiego 13 października 1948 r., Adelajdy Trynka 14 października 1948 r.
2) Franciszek Sroka, ur. 8 kwietnia 1908 r. w Przegini Narodowej, syn Wojciecha i Franciszki Razowskiej, mąż Stanisławy Rajtar (ślub w kościele św. Kazimierza 26 XII 1936 roku), szewc, zam. Grzegórzecka 156, zastrzelony 16 grudnia 1944 r., pochowany 21 grudnia 1941 r.; Stanisława Sroka, ur. 11 kwietnia 1916 r. w Krakowie, córka Franciszka Rajtara i Rozalii Nalepy, wdowa po Franciszku, zmarła zastrzelona (ranna w domu) 17 grudnia 1944 r., pochowana 21 grudnia 1944 r. Dane na podstawie Księgi zmarłych parafii św. Kazimierza w Krakowie.
3) Protokoły przesłuchania w charakterze świadka przez Główna Komisję Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Protokoły przesłuchania: Jana Hajdugi 31 stycznia 1946 r. Według zeznań J. Hajdugi Franciszek Sroka był na Dąbiu powszechnie uznawany za konfidenta gestapo i rzekomo miał zostać zastrzelony na podstawie wyroku przez tajną organizację.
4) Adam Józef Słodykiewicz, ur. 2 marca 1918 r. na Prądniku Czerwonym, zam. Grzegórzecka 148, mąż Józefy Stanisławy Tekieli, syn Włodzimierza i Franciszki Dębiec, handlowiec, zmarł 22 grudnia 1944 r. (strzał w brzuch, zgon w podwórzu p. Buczaka ul. Mogilska), pochowany 28 grudnia 1944 r. Dane na podstawie księgi parafii św. Kazimierza w Krakowie.
5) 2 grudnia 1944 r. w Łapanowie rozstrzelano 35 więźniów z Montelupich. Kilka dni później, 7 grudnia 1944 r. w Żerosławicach (pow. limanowski) zastrzelono 33 osoby z więzienia przy ul. Montelupich. Później 15 grudnia 1944 r. w lesie Kozie Górki (k. Niepołomic) SS i żandarmeria rozstrzelały nieustaloną liczbę osób.
6) Jakie osoby były w przesłuchiwanych grupach nie ustalono. W zeznaniu Jan Hajduga nie wymienia nazwisk aresztowanych z wyjątkiem Juliana Trynki. Wiadomo, że w trakcie śledztwa Adolf Trynka był bity. Na miejscu egzekucji sine zwłoki swojego syna znalazła matka Adela Trynkowa. Adolf Trynka, z zawodu monter wodociągowy, uciekł z robot przymusowych w Niemczech i zatrudnił się w hotelu Royal w Krakowie. Został aresztowany w pierwszych dniach stycznia 1945 r. w miejscu pracy i osadzony w więzieniu przy ul. Montelupich, przyczyna aresztowania nieznana.
7) Egzekucja na Dąbiu 15 stycznia 1945 r., notatka z Liber mortuorum, t. I, s. 113, Parafia św. Kazimierza w Krakowie.
8) Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskiej w Krakowie, sygn. akt S. 4/76. Protokół przesłuchania świadka Edwarda Marcela 25 sierpnia 1977 r., s. 2.
9) Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskiej w Krakowie, sygn. akt S. 4/76. Protokół przesłuchania świadka Stanisława Bronisława Nalepy 25 sierpnia 1977 r., s. 2.
10) Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskiej w Krakowie, sygn. akt S. 4/71. Protokół przesłuchania świadka Anny Koprowskiej z domu Wątorskiej 9 września 1977 r., s. 3.
11) Według relacji Mariana Wlazło wejść do domu Franciszka Koprowskiego było co najmniej trzy (Nagranie audio w zbiorach Muzeum Historycznego Miasta Krakowa).
12) Egzekucja na Dąbiu 15 stycznia 1945 r., notatka z Liber mortuorum, t. I, str. 113, Parafia św. Kazimierza w Krakowie.
13) Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskiej w Krakowie, Sygn. akt S. 4/76. Protokół przesłuchania świadka Edwarda Marcela 25 sierpnia 1977 r., s. 3.
14) Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskiej w Krakowie. Sygn. akt S. 4/76. Protokół przesłuchania świadka Jana Koprowskiego 26 sierpnia 1977 r., s. 2-3.
15) Zostali prawdopodobnie wyłączeni przez kierującego akcją A. Kandzika. Marcelowie uważali, że swoje ocalenie zawdzięczają interwencji rodziny Żyłowskich. Żona Ludwika Marceli, Agata Marcela miała interweniować u Bazylego Żyłowskiego. W powojennych zeznaniach Janusz i Stanisław Żyłowscy zaprzeczają, że ktokolwiek z ich rodziny interweniował u Niemców w sprawie zwalniania osób zatrzymanych. Stanisław Żyłowski (rodzice Bazyli i Florentyna z domu Jaworek), ur. 13 czerwca 1920 r. w Krakowie, pracował jako zaopatrzeniowiec w firmie inż. Turzańskiego, budującej w tym czasie bloki dla Niemców przy ulicy Wybickiego, w związku z tym miał nawet przepustkę nocną.
16) Archiwum Parafii św. Kazimierza w Krakowie.
17) G.P. [Gustaw Puchalski]: Ostatni masowy mord zbrodniarzy hitlerowskich w Krakowie. "Dziennik Polski" 1945, nr 6, s. 2. Autor uczestniczył w ekshumacji.
18) Ankieta Muzeum Historycznego Miasta Krakowa nr 30/R/82 dotycząca Czesława Miki. Na podstawie informacji Ryszarda Miki, zam. Kraków ul. Orzechowa 10/1.


RELACJA P. KRZYSZTOFA KRZYŻANOWSKIEGO NA TEMAT JEGO DZIADKA - WINCENTEGO KRZYŻANOWSKIEGO ORAZ OJCA TEODORA KRZYŻANOWSKIEGO

Teodor Krzyżanowski 
(źródło fot. zbiory prywatne)
15 stycznia ok. godz. 7. rano Niemcy weszli także do domu mojego dziadka Wincentego Krzyżanowskiego przy ul Miedzianej nr 22. Wyprowadzili jedynie mojego tatę, Teodora, który akurat był w domu. Został zaprowadzony pod tak zwany "Bar Rybacki" gdzie dołączono go do grupy zgromadzonych już tam sąsiadów z Dąbia. Tam kilku umundurowanych funkcjonariuszy Gestapo przeprowadzało sprawdzanie kenkart i selekcję ludzi. Mój tato był wówczas pracownikiem poczty głównej i po wylegitymowaniu został skierowany do grupy zatrzymanych, którą po jakimś czasie pod eskorta odprowadzono w stronę mostu na Białusze i nakazano iść do pracy. Pozostałych przy barze i w domu p. Koprowskich jakiś czas potem wyprowadzono za wał na Wiśle i tam rozstrzelano. Musze dodać, że Tato, przedwojenny zawodowy podoficer 19 PP "Odsieczy Lwowa" w czasie okupacji od początku działał w konspiracji, należał do "Żelbetu" AK. Jego miejscowym dowódca był Tadeusz Żuwała.




4) Galeria 

(źródło fot. zbiory prywatne)
Czesława Schindler (15.02.1922 - 15.01.1945), Jan Sendor, Marian Wlazło.

fot. zbiory prywatne p. Mariana Wlazło
Archiwum Cyfrowe Dąbia i Grzegórzek sygn. PL_2186_001_9_1_6.




Genowefa Hajduga (5.01.1926 - 15.01.1945)
Kazimierz Kumela (16.02.1913 - 15.01.1945)
Jan Majka (27.01.1906 - 15.01.1945)
Julian Trynka (19.03.1918 - 15.01.1945)
Adolf Trynka (24.02.1919 - 15.01.1945)
Tadeusz Wabik (6.04.1908 - 15.01.1945)
Władysław Warmus (16.07.1912 - 15.01.1945)
Franciszka Wlazło (1903 - 15.01.1945)
Zbigniew Wlazło (14.11.1928 - 15.01.1945)

Henryk Sztorc (1919 - 15.01.1945)

Napis wyryty przez Czesława Mikę na ścianie więzienia przy ul. Pomorskiej
Bar Rybacki - tu przetrzymywano Dąbian przed egzekucją
Ekshumacja zwłok na miejscu zbrodni (8.02.1945)







Uroczysty pogrzeb ofiar hitlerowskiej zbrodni odbył się 9.02.1954 roku na Cmentarzu Rakowickim. Poległych pochowano na wspólnej kwaterze, a ze składek ufundowano okazały grobowiec-pomnik upamiętniający nazwiska pomordowanych. Mszę nad zmarłymi odprawił ks. Jan Matyasik.

  Siostry Służebniczki Starowiejskie z Ochronki w Dąbiu
Kondukt żałobny na ul. Lubicz
Link do fotografii nr 1     Z uwagi na charakter fotografii, dostępna po "kliknięciu"
Link do fotografii nr 2       Z uwagi na charakter fotografii, dostępna po "kliknięciu"
  Ocalały Jan Hajduga (brat Genowefy) na pogrzebie Ofiar
  Ksiądz Jan Matyasik podczas poświęcenia grobu
Antoni Kandzik (ur. 30.07.1920 r. w Siemianowicach Śląskich). Gestapowiec, który bezpośrednio kierował akcją na Dąbiu. Dokonał selekcji osób przeznaczonych do rozstrzelania. Przeżył wojnę i najprawdopodobniej zamieszkał w Hamburgu. Brak danych o jego dalszych losach.
Protokół z rozpoznania ciał po ekshumacji grobu z podpisami członków komisji: Bergera, Kopacza, Puchalskiego, Życzkowskiego, Matyasika, S. Szarka, B. Szarka, Jagły i Kumeli, sporządzony 31.01.1945 r.


1945 rok. Fotografia ze zbiorów prywatnych prof. Leszka Piskorza.
1970 rok. Fotografia zamieszczona w Kronice Biblioteki na Dąbiu
Widok współczesny
Widok tablicy stanowiącej część pomnika
Zbiorowa mogiła-pomnik pomordowanych Dąbian oraz niezidentyfikowanych zakładników z więzienia przy Montelupich. Cmentarz Rakowicki Kw. LXVII wsch. m. 1-35



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dąbianie z XIX w. i z lat wcześniejszych

Obóz Internowanych nr 1 w Krakowie-Dąbiu